Obywatel świata - dickensowska fabuła z ulicami Rio de Janeiro w tle
Aktualności
Poniedziałek, 03. Sierpień 2009 00:00
Za nami pierwsze projekcje bohatera tegorocznej mini retrospektywy - Bruna Barreto. Brazylijski reżyser, znany również ze współpracy filmowej w Stanach Zjednoczonych, spotkał się z widzami festiwalu po projekcji premierowego filmu „Linia 174”, którego akcja rozgrywa się na żywych i nieco przerażających ulicach Rio de Janeiro. Później, na Zamku w Kazimierzu mogliśmy obejrzeć jego debiut  „Dona Flor i jej dwaj mężowie”.
Inspiracją dla jego najnowszego filmu był dokument „Bus 174”, w którym znalazł niewyjaśniony wątek kobiety. Zdecydowała się ona na adopcje  młodocianego przestępcy. Dlaczego tak postąpiła? Reżyser dokumentu wyjaśnił, że straciła swojego syna, gdy był mały. Szukała go przez 17 lat, w końcu czepiła się rozpaczliwie myśli, że go odnalazła. Barreto stwierdził, że to świetny materiał na film i można zalążek historii rozwinąć do pełnej fabuły.  Reżyser w „Linia 174” zastanawia się, jak wygląda miłość matki do syna i syna do matki na tle brutalnego Rio de Janeiro i długoletniego rozstania.
 Jak ekipa przygotowywała się do prac w Rio, dosyć niebezpiecznym mieście?
Bruno Baretto: Jak na ironię, w tym mieście i środowisku kręci się bardzo dużo filmów i telenowel. Wiele historii toczących się tam na ulicach to świetny materiał na film. Mieszkańcy są tak przyzwyczajeni do kamery, że za pieniądze zachowują się jak profesjonalni statyści, odgrywają prawdziwe Rio de Janeiro na potrzeby filmu.
Scena wieńcząca film to napad na autobus, który mieszkańcy Rio śledzą przed telewizorami, patrząc na młodego złodzieja, jak na zwierzę do upolowania…
B.B: Napad na autobus zdarzył się naprawdę! 12 czerwca 2000 roku przez kilka godzin cały kraj zamarł i obserwował rozwój sytuacji, to było takie nasze 11 września… Mój film jednak nie dotyczy tego zdarzenia, jest ono tylko punktem kulminacyjnym. Skupiłem się na wydarzeniach, które mogłyby tą sytuację poprzedzać. Ciekawostką jest fakt, że fikcją w tej scenie były tylko wydarzenia w samym autobusie. Obrazy z zewnątrz pochodziły prosto z relacji telewizyjnych, fikcja była więc kompletnie zmieszana z prawdą. Ten zabieg zresztą jest obecny przez cały film: rozpoczyna się od telenoweli, a dopiero po chwili zauważamy, że to tylko obraz wyświetlany na ekranie telewizora bohaterki. Chciałem podkreślić, że w dzisiejszych czasach rzeczywistość jest tak zaskakująca, że fikcja jest nam prawdopodobnie potrzebna do zrozumienia naszego życia i otoczenia.
Mówił Pan, że poczuł się podczas pracy nad tym filmem tak samo wolny od ograniczeń i doświadczenia, jak przy debiucie. Dlaczego?
B.B: To był zupełnie inny film od poprzednich, głównie dlatego, że pracowałem z amatorami. Dzięki temu czułem wolność, którą podczas prac nad poprzednimi filmami gdzieś zatraciłem. Moi aktorzy mieli trzymiesięcznie warsztaty, podczas których odwiedzałem ich i patrzyłem, jak sobie radzą. Kiedy rozpocząłem zdjęcia, nie wchodziłem im za bardzo w drogę. Oni bardziej byli sobą, niż grali. Nie mówiłem do nich wiele. Moim zdaniem, dzisiejsi reżyserowie mówią czasami za dużo. Miałem bardzo dobry i szczegółowy scenariusz, ale nie było w nim konkretnych dialogów. Aktorzy nie widzieli więc z góry, co mają powiedzieć. Szybko okazało się, że improwizacje naturszczyków są bardzo bliskie dialogów, które miałem na myśli podczas pracy ze scenariuszem. To było bardzo zaskakujące. Każdy dubel był inny i bardzo ciężko było mi zdecydować, który z nich ma zostać umieszczony w ostatecznej wersji filmu. Najchętniej użyłbym każdego z nich!
Chciał Pan bardziej zwrócić uwagę na portrety konkretnych bohaterów czy ogólnej sytuacji społecznej, problemu?
B.B: Kontekst społeczny był tylko kontekstem, tło społeczne było tylko tłem… To, co najbardziej się dla mnie liczyło, to relacje pomiędzy bohaterami. Czy matka rozpaczliwie szukająca dziecka jest naiwna, czy jej zachowanie jest racjonalne? Czy chłopiec podszywający się pod jej syna i okradający ją zasługuje na potępienie? A może potrzebuje on matki bardziej, niż jej prawdziwy syn?
Czy spotkał się Pan z matką głównego bohatera?
B.B: Ja nie, ale scenarzysta Braulio Montovani (opracował również scenariusz do filmu „Miasto Boga” – przyp.red.) spotkał się z tą kobietą. Wierzyła ślepo w to, że znalazła swojego syna. Nawet po usłyszeniu informacji, że badanie DNA wyklucza jej pokrewieństwo z adoptowanym chłopcem. Stwierdziła – W takim razie tekst się myli.  Nie chciałem się z nią spotykać. Bałbym się, że to mnie uwięzi i nie będę mógł mieć już takiej wolności w tworzeniu fabuły. A to od początku miała być fikcja, nie dokument.
Czy film pokazuje Rio de Janeiro z właściwej strony, zachęca do wizyty? Jeden z widzów po projekcji powiedział „Chyba nigdy tam nie pojadę”.
B.B: [śmiech] Rio de Janeiro to na pewno jedno z najbardziej niebezpiecznych miast na świecie. Ale to specyfika tego konkretnego miasta, reszta Brazylii jest zupełnie inna. Brazylijczycy są podobni do Polaków, ciepli, otwarci, ciekawi drugiego człowieka.
Jakby Pan porównał kulturę USA, Ameryki Południowej i Europy oraz to, jak manifestują się one w filmach pochodzących z różnych kontynentów?
B.B: Miałem przyjemność pracować na każdym z tych kontynentów. Moim zdaniem, różnica leży w zachowaniu ludzi. Zmienia się ono razem z kulturą. W Ameryce Południowej na przykład, entuzjazm jest w procesie tworzenia filmu czymś pierwszym, pierwotnym. Sama metoda to rzecz drugorzędna. W Stanach entuzjazm spycha się na drugi plan, a liczy się metoda. W Europie z kolei, widzę nostalgię jako dominującą cechą, choćby w kinie francuskim. To czyni filmy z Europy bardzo poetyckimi. Ja sam czuję się obywatelem świata, wiecznym emigrantem, który mimo wszystko wszędzie czuje się trochę jak obcy.
To nie ostatnia szansa na spotkanie z reżyserem i jego twórczością podczas tej edycji Festiwalu. Już dziś o 12.30 w Małym Kinie Bruno Barreto weźmie udział w „Lekcjach kina”, spotkaniach dotyczących istoty kina i jego znaczenia dla twórcy. W czwartek o 14.00 w Kinie PGE film „Gabriela”.
przygotował Kamil Bałuk
 
© Copyright 2009 Festiwal Filmu i Sztuki DWA BRZEGI Kazimierz Dolny-Janowiec n/Wisłą 2008 - Dyrektor artystyczny Grażyna Torbicka. All rights reserved.
Foto - Agencja TRIADA Katarzyna Rainka oraz Tomasz Stokowski. Projekt - Bartosz Rabiej. Nazwa Festiwalu - Miroslaw Olszówka. Strona by Sara Kozińska.